wtorek, 5 lipca 2011

Tęsknota za truskawkami i słońcem



Mój mąż uwielbia truskawki, więc nie może ich zabraknąć w naszym domu przez cały truskawkowy sezon. Muszę docenić to, że on sam zawsze je kupuje, obiera i myje. I oczywiście dzieli, niekoniecznie na równe części, ale to jego przecież przysmak, do spożycia wyłącznie w czystej formie. Ja uwielbiam je ze śmietaną i kromką chleba z masłem. Tak jadało się u mnie w domu, gdy byłam mała. Na zdjęciu desery dziewczynek. Mój synek niestety nie gustuje w owocach.

 


Będziemy tęsknić za truskawkami. I gdzie to słońce, lato? Wakacje spędzamy na wsi. Na te kilka chłodnych dni jesteśmy w domu, jest chwila na blogowanie, ale chyba wszyscy maja już dosyć tego deszczu.

Kończę post po dwóch dniach przerwy. Dziś słoneczko i porządki na balkonie. Można myśleć o powrocie na wieś. Starsze dzieci z babcią na wczasach, a dla mnie trochę więcej wolnych chwil.
Kupiłam dziś  na rynku parę roślinek do posadzenia, uwielbiam pracę  w ogrodzie.

A dziś działka po sąsiedzku.  Prowadzi do niej droga dojazdowa wzdłuż budynku z cegły, na ścianie pnie się dzikie wino. Kilka lat czekaliśmy, aż się rozrośnie, a w tym roku jego liście osiągają rekordowe rozmiary.









We wsi pozostało jeszcze sporo starych drewnianych domów. Takie właśnie są w naszym najbliższym sąsiedztwie, ale w większości podupadające w ruinę. Na zdjęciu dom sąsiadów dziadków mojego męża. Kiedyś podzielili się działką na pół i na naszej połowie stanęła chata przeniesione z pobliskiej wsi. Czy żyli w zgodzie, czy jak Pawlak z Kargulem? Gdy zaczęłam tu przyjeżdżać mieszkał tu samotny pan, nie stroniący od alkoholu, często próbował pożyczyć od nas pieniążki, a ja mu proponowałam bochenek chleba. Dziękował, ale za chwilę stawał koło płota i wołał, że możne być. Czasem gdy wracaliśmy ze spaceru przed schodami czekała włoszczyzna, ogórki. Zmarło mu się i teraz letnikuje tu jego dalsza rodzina. Mieliśmy ochotę kupić tą ziemię, ale się nie udało. Teraz dom służy gospodarzom jedynie za węzeł wodny i energetyczny. Dwa lata temu wzdłuż naszego frontowego ogrodzenia ku naszej rozpaczy sąsiedzi postawili ogromna przyczepę kempingową. Do tego ogrodzenie z betonu i ogołocona z roślin działka. Może dzieje się tak dlatego, że to raczej ludzie, którzy w dzieciństwie nie mieszkali na wsi potrafią docenić spuściznę przodków? Już dawno doszliśmy do wniosku, że często ludzie na wsi wstydzą się swojej wiejskości, odchodzą od tradycji. Swoje domy upodabniają do miejskich. Na pewno ważny jest komfort, ale przykro patrzeć jak drewniane chaty przywdziewają się  w panele i tynki. Wsie straciły swój dawny charakter. Szkoda.





Przyzwyczailiśmy się tutaj do ciszy i odosobnienia. Nasza działko jest druga od ulicy, mało widoczna od frontu, jakby w ukryciu. Z jednej strony mieszkają młodzi ludzie z dziećmi, ale rzadko są w domu.  Z drugiej graniczy duża działka zaniedbana już od lat, z domem o zapadłym dachu. Ponad dziesięć lat temu zamieszana była przez ludzi z Warszawy, którzy przeprowadzili się z całą psiarnią. Przygarniali wszystkie czteronogi w okolicy i sąsiedzi już z nimi nie wytrzymywali. Rekord to ponad trzydzieści psiaków w ich domowym schronisku. To było już starsze małżeństwo,oboje już nie żują. A co z stało się wtedy z psami? Tego nie wiemy.



Za nami już tylko pole i las.

7 komentarzy:

  1. uwielbiam wieś i niestety mam też jedną wstydliwą przywarę... nie wybaczam betonowych ogrodzeń.. niestety:( pozdrawiam Cię serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest parę znośnych wzorów betonowych ogrodzeń, które zyskuje po pomalowaniu, ale rzadko to się praktykuje. Dodatkowa wadą jest to, że są jednostronne i ta szarzyzna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja wies lubię, ponieważ właśnie na wsi spedzałam najpiękniejsze wakacje mojego życia, a teraz ta wieś już jest całkiem inna, nowoczesna po tamtej nieliczne bardzo slady, no cóż wielka szkoda, ale trudno się dziwić, tylko płotów betonowych nie ma na szczęście, pozdrawiam serdecznie
    j

    OdpowiedzUsuń
  4. Pani Jadwigo. Pisała chyba Pani kiedyś o wsi i babci. Pamiętam. Zawsze zazdrościłam wakacji na wsi, babci w wiejskim domku. Może kiedyś do nas będą przyjeżdżały wnuki...

    OdpowiedzUsuń
  5. Aga, mnie oprócz betonowych ogrodzeń, które rażą pośród zieleni, to razi też często spotykane szufladkowanie ludzi. Nigdy bym nie pozwoliła sobie na osądzanie. Widzę u Ciebie kolejną bratnią cechę :)). Też takim panom proponuję coś do zjedzenia :). Jak widać odwdzięczał się tym co miał :), aż mi się łezka zakręciła.
    Buziole dla Ciebie :*

    OdpowiedzUsuń
  6. NIC TYLKO PUŚCIC PO TYM BETONIE WINOBLUSZCZ,A JESZCZE LEPIEJ BLUSZCZ ZIMOZIELONY....NIE CIERPIE BETONU!!!PIĘKNE ZDJĘCIA!!POZDRAWIM!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jomo. Moja mama ze względu na rodzaj pracy często stołuje się w restauracji. Taki lunch, przychodził tam kiedyś taki człowiek, chory na aids chyba, wszystkich odrażał, a mamcia kupowałam mu obiady. Przynajmniej wiedziała, że za jej pieniądze się najadał.

    A co do betonu Qrko to bardziej skomplikowana sprawa, od naszej strony graniczy z nami tylko 3 m tego ogrodzenia i po naszej stronie mamy siatkę z winobluszczem właśnie, ale on wiadomo przechodzi na betonek, co sąsiadkę strasznie denerwuje. Obcinam go skrzętnie, ale kiedyś zrobiła to sąsiadeczka i zawołał mnie, czy może przerzucić gałązki do mnie. I wyraziła swoje życzenie , abym pilnowała mojej rośliny, w przeciwnym razie "czymś"popryska. Tak to już jest...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde, pozostawione tu miłe słowo.