Mój mąż uwielbia truskawki, więc nie może ich zabraknąć w naszym domu przez cały truskawkowy sezon. Muszę docenić to, że on sam zawsze je kupuje, obiera i myje. I oczywiście dzieli, niekoniecznie na równe części, ale to jego przecież przysmak, do spożycia wyłącznie w czystej formie. Ja uwielbiam je ze śmietaną i kromką chleba z masłem. Tak jadało się u mnie w domu, gdy byłam mała. Na zdjęciu desery dziewczynek. Mój synek niestety nie gustuje w owocach.
Będziemy tęsknić za truskawkami. I gdzie to słońce, lato? Wakacje spędzamy na wsi. Na te kilka chłodnych dni jesteśmy w domu, jest chwila na blogowanie, ale chyba wszyscy maja już dosyć tego deszczu.
Kończę post po dwóch dniach przerwy. Dziś słoneczko i porządki na balkonie. Można myśleć o powrocie na wieś. Starsze dzieci z babcią na wczasach, a dla mnie trochę więcej wolnych chwil.
Kupiłam dziś na rynku parę roślinek do posadzenia, uwielbiam pracę w ogrodzie.
A dziś działka po sąsiedzku. Prowadzi do niej droga dojazdowa wzdłuż budynku z cegły, na ścianie pnie się dzikie wino. Kilka lat czekaliśmy, aż się rozrośnie, a w tym roku jego liście osiągają rekordowe rozmiary.




We wsi pozostało jeszcze sporo starych drewnianych domów. Takie właśnie są w naszym najbliższym sąsiedztwie, ale w większości podupadające w ruinę. Na zdjęciu dom sąsiadów dziadków mojego męża. Kiedyś podzielili się działką na pół i na naszej połowie stanęła chata przeniesione z pobliskiej wsi. Czy żyli w zgodzie, czy jak Pawlak z Kargulem? Gdy zaczęłam tu przyjeżdżać mieszkał tu samotny pan, nie stroniący od alkoholu, często próbował pożyczyć od nas pieniążki, a ja mu proponowałam bochenek chleba. Dziękował, ale za chwilę stawał koło płota i wołał, że możne być. Czasem gdy wracaliśmy ze spaceru przed schodami czekała włoszczyzna, ogórki. Zmarło mu się i teraz letnikuje tu jego dalsza rodzina. Mieliśmy ochotę kupić tą ziemię, ale się nie udało. Teraz dom służy gospodarzom jedynie za węzeł wodny i energetyczny. Dwa lata temu wzdłuż naszego frontowego ogrodzenia ku naszej rozpaczy sąsiedzi postawili ogromna przyczepę kempingową. Do tego ogrodzenie z betonu i ogołocona z roślin działka. Może dzieje się tak dlatego, że to raczej ludzie, którzy w dzieciństwie nie mieszkali na wsi potrafią docenić spuściznę przodków? Już dawno doszliśmy do wniosku, że często ludzie na wsi wstydzą się swojej wiejskości, odchodzą od tradycji. Swoje domy upodabniają do miejskich. Na pewno ważny jest komfort, ale przykro patrzeć jak drewniane chaty przywdziewają się w panele i tynki. Wsie straciły swój dawny charakter. Szkoda.

Przyzwyczailiśmy się tutaj do ciszy i odosobnienia. Nasza działko jest druga od ulicy, mało widoczna od frontu, jakby w ukryciu. Z jednej strony mieszkają młodzi ludzie z dziećmi, ale rzadko są w domu. Z drugiej graniczy duża działka zaniedbana już od lat, z domem o zapadłym dachu. Ponad dziesięć lat temu zamieszana była przez ludzi z Warszawy, którzy przeprowadzili się z całą psiarnią. Przygarniali wszystkie czteronogi w okolicy i sąsiedzi już z nimi nie wytrzymywali. Rekord to ponad trzydzieści psiaków w ich domowym schronisku. To było już starsze małżeństwo,oboje już nie żują. A co z stało się wtedy z psami? Tego nie wiemy.
Za nami już tylko pole i las.