Na początek, aby nie zrazić potencjalnych czytelników jakością zdjęć prezentuję woreczek, który ostatnio uszyłam na opakowanie prezentu dla przyjaciółki. Niestety sam prezent okazał się niewypałem, była to bowiem najnowsza książka Zafona, którą już w tym dniu znajoma została obdarowana przez siostrę. Cóż, ten egzemplarz zostaje w domowej bibliotece, a mnie nie pozostaje nic innego jak poszukać innego prezentu. A tak na marginesie, książka się kurzy na półce, a ja tu bloguje, cóż.
Ale dzisiejszą bohaterką miała być kuchnia. Niestety nie jest zbyt fotogeniczna, trudno tu zrobić zdjęcia, co widać na załączonych niżej obrazkach. Oj marzą mi się białe mebelki, drewniane blaty, gładkie kafelki.
Wszystkie meble zastaliśmy jednak po poprzednim właścicielu, który z nich korzystał przez rok i to w sumie samotnie. Widziałam, że dziewczyny na blogach malują szafki, glazury, ale nie miałabym chyba odwagi ruszać tych mebli. Jest ich od metra. W sumie nie powinnam narzekać, kuchnię mam dużą, wyposażoną w małą spiżarnię, co na bloki jest nietypowe. A Wy malowałybyście?
Jak widać wpływy folkowe są dość silne, od zawsze zbierałam "Włocławek", trochę "Bolesławca", niektóre moje zamiłowania przeplatają się w obu domach. Na tęczowym udało mi się upolować lambrekin pasujący do mojej kolekcji. Przełamuję trochę całość pastelami.
A na osłodę moja Jagódka zajadająca mamine pampuchy z jagodami:)
Pozdrawiam i życzę wszystkim udanej majówki. Mam nadzieję, że za tydzień będę mogła poświecić wpis domu na wsi.