Uszyłam pierwszą narzutę a`la patchworkową. Początki były trudne. Chciałam pójść na skróty, miałam gotową poszwę we wzór patchorkowy, włożyłam do środka ocieplinę, całość pospinałam szpilkami i zaczęłam pikować. Już po jednym ściegu musiałam pruć, wszystko się marszczyło. W takim momencie przychodzi małe zniechęcenie. Mąż poradził, abym pomyślała o kursie szycia! Ale od czego jest cały blogowy świat pełen pomysłów i gotowych podpowiedzi. O pomoc poprosiłam Anię z cOto.patchwork , która jest "Gwiazdą Patchworku" i szyje piękne rzeczy. Tak trafiłam do Patchworkowa, gdzie dowiecie się wszystkiego, jeśli chcecie szyć narzuty. Mnie ominęła trudna sztuka zszywania kwadratów, ale samo pikowanie to też nie łatwe zadanie. Podstawa to dostosowanie się do wszystkich wskazówek. Musiałam rozpruć poszwę, pomniejszyć wierzchnią tkaninę, zrobić "kanapkę", przykleić całość do podłogi, fastrygować itd, itd. Podziwiam dziewczyny, które szyją tyle trudnych rzeczy. Mnie to zajęło sporo czasu, ale mam ogromną satysfakcję.
Narzuta fajnie prezentuje się na łóżku Weroniki, ale już mam pomysł na nowe patchworki dla dziewczynek.
Przymiarka w sypialni...
I miejsce docelowe. Mimo, że lato ma się ku końcowi, miło wciąż przesiadywać na balkonie. A na mięciutkim pledziku jeszcze milej.
I kawa z lodami...
I zaczarowany ogród, który zaprasza...
Pozdrawiam
Aga